Archiwum luty 2009


lut 01 2009 nasola
Komentarze: 0

Miłość na odległość

Nareszcie, zbliża się ta godzina, przyjazdu Michała. Michała - chłopaka, którego kocham nade wszystko. Kocham i nigdy kochać nie przestanę! Przyjechał! Widzę go, przytulam, całuje,ale jest coś nie tak. Wzrok nie jest taki ja dawniej, jego ramiona nie trzymają mnie w ogóle, a pocałunek - nie ma żadnego!
- Czy wszystko w porządku? - Pytam z nikłym uśmiechem na twarzy, lecz widziałam, że jego uśmiech znika, tak jak okręt za horyzontem.
- Moniko ja... - Urwał
- Nic nie mów! Ja wiem, że mnie bardzo kochasz. Nie musisz mi...
- Nie!!! - Krzyknął
- Co nie? - Widząc w jego samochodzie jakąś dziewczynę, zapytałam - A, to pewnie ta twoja kuzynka, o której pisałeś mi w listach. Tak?
- Nie! Moniko! Ty nic nie rozumiesz. Ja Cię już nie kocham, a ta dziewczyna w samochodzie to Anita, moja nowa dziewczyna.
- Co?! - Mówiąc to łzy płynęły mi z oczu jak fala morska.
- Widzisz Moniko, jest takie przysłowie: samochód sprzedawaj daleko od domu, a dziewczyny szukaj blisko domu.
Powiedział i odszedł. Co to ma znaczyć? Czy to już koniec mojego szczęścia? Dlaczego? - Myślałam.
Wybiegłam z mieszkania. Wybiegłam by zatrzymać moją jedyną miłość - krzycząc wbiegłam pod ruszający samochód. Dobrze wiedziałam, co robię. Kocham go i nigdy nie przestanę, bo jak mogę pokochać kogoś innego nie żyjąc na tym świecie. Tak właśnie umierają myślałam: Jestem,ale czy na pewno? Żyję,ale czy napewno tak jak chciałam? Wiem jedno, teraz już zawsze szcześliwie!


ARTUR

Artura poznałam na koloniach. Zaprzyjaźniliśmy się od samego początku kolonii. Zwierzaliśmy się sobie ze swoich problemów, było cudownie. Czasem zastanawialiśmy się, co będzie, gdy kolonie się skończą... Wszyscy mówili o nas, że jesteśmy parą, każdy się mylił. Byliśmy jedynie dobrymi przyjaciółmi. Całe dnie spędzaliśmy razem, wszędzie chodziliśmy obok siebie, nie moglibyśmy się rozstać nawet na chwilę, bo od razu odczuwaliśmy jakąś pustkę w naszych sercach. Dni mijały, kolonie dobiegały końca... Nadszedł dzień, w którym była ,,pożegnalna'' dyskoteka. Nie chcieliśmy na nią iść, uprosiliśmy wychowawcę, by pozwolił nam zostać w Ośrodku. Gdy byliśmy już w pokoju, zauważyliśmy w swoich oczach łzy... ,,Rzuciłam'' się w ramiona Artura łkając:
-Nie chcę się z tobą rozstawać, nie chcę! - krzyczałam.
-Anita, ja też nie chcę, nie chcę cię zostawić. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Nie chciałem ci tego mówić, ale muszę, bo wiem, że gdybym ci tego teraz nie powiedział, do końca życia żałowałbym swego postępowania. Mam bardzo mało czasu... - Artur spojrzał na mnie smutno. Ostatnie zdanie przeraziło mnie...
-Artur, co ty mówisz? - czułam, że nic dobrego...
-Usiądź - mój przyjaciel zaczął chodzić po pokoju. Usiadłam i czekałam, co powie.
-Pewnie zauważyłaś, że przez ostatnie kilka dni byłem niespokojny? - spytał.
-Tak. Zauważyłam, że byłeś taki, taki... ,,inny''... Ciągle byłeś smutny i zamyślony, w twych oczach widziałam strach. Myślałam, że to przez wyjazd, ale czuję, że nie tylko. O co chodzi? Powiedz - poprosiłam.
-Na początku bałem ci się do tego przyznać, bo myślałem, że mną będziesz gardzić, tak jak cała reszta...
-Jaka ,,reszta''? - spytałam.
-Jeszcze nie rozumiesz?
-Nie...
-Jestem narkomanem...

***

Co mogłam zrobić? Rozpłakałam się. Mój przyjaciel przytulił mnie do siebie. Spytałam: -Jak to było? Jak to się zaczęło, od czego? Mówiłeś, że w twoim domu układa się ,,jako tako''?
_Mówiłem ci, że moi rodzice, moje życie było doskonałe. Wcale tak nie było. Ojciec pił, a zarazem bił mamę. Siostra uciekła z domu, ja poznałem kolegę narkomana... I tak się zaczęło - Artur spojrzał mi w oczy i powiedział:
-Wybaczysz mi? Proszę!
-Jak mógłbyś w to wątpić? To, że ,,bierzesz'' to nie twoja wina, to jest choroba. Artur chcę ci pomóc...
-Anita dziękuję. Dziękuję, że jesteś przy mnie...

***

Nastpnego dnia jechaliśmy do domu. Siedziałam z Arturem w autokarze, obiecując sobie nawzajem, że będziemy do siebie pisać. Ciągle miałam łzy w oczach. Artur ocierał mi je chusteczką, obiecując, że nie będzie sięgał po ,,prochy'', że zrobi to dla mnie, bo wie, że ma dla kogo żyć. Żegnając się ze sobą, płakaliśmy jak małe ,,bobasy'', choć mieliśmy ,,dość dużo wiosen'' na ,,koncie''. Artur miał 16 lat, ja niecałe 13. Wszyscy się z nas śmiali, ale nas to nie obchodziło, to była nasza najważniejsza chwila w życiu. Przełomowa chwila, chwila wejścia w dorosłość. Artur ze smutkiem spojrzał na zegarek oznajmiając, że musi już iść. Ja też musiałam. - Muszę już iść... Obiecuję, że będę próbował...
-Nie musisz obiecywać, ja to wiem - w tym momencie nasze twarze zbliżyły się do siebie... To był mój pierwszy pocałunke. Pocałunek od osoby, którą kocham i która mnie kocha. Gdy wsiadłam do samochodu rodziców, spostrzegłam, że koło Artura nie ma nikogo, kto by na niego czekał, nawet nie było mamy... Kiedyś czytałam, że jedyną ,,osobą'', która na nas czeka z wyciągniętymi ramionami, jest śmierć... Po dwóch dniach od przyjazdu do domu, dostałam list od Artura. Pisał, że zaczął brać, że nie może się od tego uwolnić, że nie ma siły. Czytając ten list, płakałam, czułam , że jestem bezsilna, że nie mogę, nie potrafię mu pomóc. Odpisałam, prosząc, by przestał, by zrobił to z myślą o mnie. Przez następne tygodnie byłam pod ciągłym strachem. Artur nie dawał ,,znaku'' życia. Bałam się, muślałam o najgorszym. Gdy minął miesiąc zaczęłam dzwonić do jego kolegów - ,,ćpunów''. Bałam się co mi odpowiedzą, ale musiałam wiedzieć... Chyba dopiero za siódmym razem, gdy spytałam o Artura, chłopak nie odłożył słuchawki. Poprzedni właśnie tak robili. Chłopak wiedział kim jestem, bo spytał:
-To ty jesteś Anita?
-Tak. Co się dzieje z Arturem! - krzyczałam ze łzami w oczach.
-Nie krzycz! To nie rozmowa na telefon.
-Mów! - byłam wściekła.
-Jak chcesz. Artur przedawkował. ,,Przekopyrtnął'' się.
-Co to znaczy - nie rozumiałam, a raczej nie chciałam rozumieć.
-Umarł! Rozumiesz? Umarł. - powoli odłożyłam słuchawkę. Nie wiem co się dalej ze mną działo. Obudziłam się w szpitalu. Przy łóżku siedzielu rodzice.
-Anita, wiemy... Widzieliśmy kalendarzyk z numerem do tego chłopaka. Zadzwoniliśmy do niego i powiedział nam co się stało. Jak to było... Kazał cię przeprosić - powiedziała mama ze smutkiem.
-Chcę umrzeć!!! - zaczęłam histeryzować.
-Nie mów tak! Zabraniam ci. Musisz żyć - powiedział tata ,,miękko''.
-Nie mam dla kogo żyć. Osoba, którą kocham, a raczej kochałam odeszła z mego życia... Nawet nie byłam na jego pogrzebie - rozpłakałam się. Mama wzięła mnie w ramiona ,,ukajając'' mój ból.
-Jak to było? - spytałam.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytał tata. Kiwnęłam głową, że tak. Tata zaczął mówić:
-Jego ojciec tak pobił jego matkę, że ta znalazła się w szpitalu. Po kilku dniach zmarła. Ojca zamknęłi, a on... On załamał się i... przedawkował - tata skończył, a ja na nowo zaczęłam płakać.
-Mogłam mu pomóc! - krzyczałam.
-Nie mogłaś. Już nic mu nie mogło pomóc.
-A moja miłość? Czy ona się nie liczy? Co czuję, też się nie liczy? To co mam w sercu? Czy to coś znaczy?
-Anita! To znaczy dużo. Ale musisz to zrozumieć. Chyba nie chcesz skończyć podobnie?
-Chcę! Chcę do Artura. Po co mam żyć, go tu już nie ma! Po co? - pytałam.
-Anita, on tu jest! On jest w twoim sercu, w twoich wspomnieniach, w twoich myślach... On jest, tam, w górze. Patrzy na ciebie i prosi cię, byś żyła. Byś uwierzyła w sibeie, byś nie popełniła tego samego błędu, co on. On pragnie byś zaczęła wszystko od początku. Zrób to dla niego. Zrobisz? - spytała mama.
-Dla Artura zrobię wszystko...
Przez kilka miesięcy nie potrafiłam dojść "do siebie". Co tydzień jeździłam na jego grób. Przez 3 godziny ,,rozmawiałam'' pry jego grobie z ,,duchem Artura''. Już nie potrafiłam płakać, nie miałam siły na wylewanie łez. Nie mogłam płakać, musiałam żyć. Żyć dla Artura...

***

Ten sen był najgorszym snem w moim życiu. Gdy obudziłam się, czułam łzy na policzkach. Nigdy tego nie zapomnę i wiem, że kiedyś może coś takiego się zdarzyć. I to niedaleko nas, może nawet w naszej rodzinie, u osób które kochamy. Dla mnie ten sen był przestrogą, a dla innych? Czuję się tak, jakby ten sen był rzeczywistością, a nie fikcją. Ten sen sprawił, iż dzień, w którym ,,brałam udział w tym śnie'' będzie dla mnie najsmutniejszym dniem w życiu. Zrozumiałam, co nas czeka, gdy zaczniemy brać narkotyki. A ci co biorą, jak się czują? Na pewno nie są szczęśliwi...

takslabooo : :