nasola
Komentarze: 0
Miłość na odległość
- Czy wszystko w porządku? - Pytam z nikłym uśmiechem na twarzy, lecz
widziałam, że jego uśmiech znika, tak jak okręt za horyzontem.
- Moniko ja... - Urwał
- Nic nie mów! Ja wiem, że mnie bardzo kochasz. Nie musisz mi...
- Nie!!! - Krzyknął
- Co nie? - Widząc w jego samochodzie jakąś dziewczynę, zapytałam - A,
to pewnie ta twoja kuzynka, o której pisałeś mi w listach. Tak?
- Nie! Moniko! Ty nic nie rozumiesz. Ja Cię już nie kocham, a ta dziewczyna w samochodzie to Anita, moja nowa dziewczyna.
- Co?! - Mówiąc to łzy płynęły mi z oczu jak fala morska.
- Widzisz Moniko, jest takie przysłowie: samochód sprzedawaj daleko od domu, a dziewczyny szukaj blisko domu.
Powiedział i odszedł. Co to ma znaczyć? Czy to już koniec mojego szczęścia? Dlaczego? - Myślałam.
Wybiegłam z mieszkania. Wybiegłam by zatrzymać moją jedyną miłość -
krzycząc wbiegłam pod ruszający samochód. Dobrze wiedziałam, co robię.
Kocham go i nigdy nie przestanę, bo jak mogę pokochać kogoś innego nie
żyjąc na tym świecie. Tak właśnie umierają myślałam: Jestem,ale czy na
pewno? Żyję,ale czy napewno tak jak chciałam? Wiem jedno, teraz już
zawsze szcześliwie!
ARTUR *** *** ***
-Nie chcę się z tobą rozstawać, nie chcę! - krzyczałam.
-Anita, ja też nie chcę, nie chcę cię zostawić. Jesteś dla mnie
najważniejszą osobą w życiu. Nie chciałem ci tego mówić, ale muszę, bo
wiem, że gdybym ci tego teraz nie powiedział, do końca życia żałowałbym
swego postępowania. Mam bardzo mało czasu... - Artur spojrzał na mnie
smutno. Ostatnie zdanie przeraziło mnie...
-Artur, co ty mówisz? - czułam, że nic dobrego...
-Usiądź - mój przyjaciel zaczął chodzić po pokoju. Usiadłam i czekałam, co powie.
-Pewnie zauważyłaś, że przez ostatnie kilka dni byłem niespokojny? - spytał.
-Tak. Zauważyłam, że byłeś taki, taki... ,,inny''... Ciągle byłeś
smutny i zamyślony, w twych oczach widziałam strach. Myślałam, że to
przez wyjazd, ale czuję, że nie tylko. O co chodzi? Powiedz -
poprosiłam.
-Na początku bałem ci się do tego przyznać, bo myślałem, że mną będziesz gardzić, tak jak cała reszta...
-Jaka ,,reszta''? - spytałam.
-Jeszcze nie rozumiesz?
-Nie...
-Jestem narkomanem...
_Mówiłem ci, że moi rodzice, moje życie było doskonałe. Wcale tak nie
było. Ojciec pił, a zarazem bił mamę. Siostra uciekła z domu, ja
poznałem kolegę narkomana... I tak się zaczęło - Artur spojrzał mi w
oczy i powiedział:
-Wybaczysz mi? Proszę!
-Jak mógłbyś w to wątpić? To, że ,,bierzesz'' to nie twoja wina, to jest choroba. Artur chcę ci pomóc...
-Anita dziękuję. Dziękuję, że jesteś przy mnie...
-Nie musisz obiecywać, ja to wiem - w tym momencie nasze twarze
zbliżyły się do siebie... To był mój pierwszy pocałunke. Pocałunek od
osoby, którą kocham i która mnie kocha. Gdy wsiadłam do samochodu
rodziców, spostrzegłam, że koło Artura nie ma nikogo, kto by na niego
czekał, nawet nie było mamy... Kiedyś czytałam, że jedyną ,,osobą'',
która na nas czeka z wyciągniętymi ramionami, jest śmierć... Po dwóch
dniach od przyjazdu do domu, dostałam list od Artura. Pisał, że zaczął
brać, że nie może się od tego uwolnić, że nie ma siły. Czytając ten
list, płakałam, czułam , że jestem bezsilna, że nie mogę, nie potrafię
mu pomóc. Odpisałam, prosząc, by przestał, by zrobił to z myślą o mnie.
Przez następne tygodnie byłam pod ciągłym strachem. Artur nie dawał
,,znaku'' życia. Bałam się, muślałam o najgorszym. Gdy minął miesiąc
zaczęłam dzwonić do jego kolegów - ,,ćpunów''. Bałam się co mi
odpowiedzą, ale musiałam wiedzieć... Chyba dopiero za siódmym razem,
gdy spytałam o Artura, chłopak nie odłożył słuchawki. Poprzedni właśnie
tak robili. Chłopak wiedział kim jestem, bo spytał:
-To ty jesteś Anita?
-Tak. Co się dzieje z Arturem! - krzyczałam ze łzami w oczach.
-Nie krzycz! To nie rozmowa na telefon.
-Mów! - byłam wściekła.
-Jak chcesz. Artur przedawkował. ,,Przekopyrtnął'' się.
-Co to znaczy - nie rozumiałam, a raczej nie chciałam rozumieć.
-Umarł! Rozumiesz? Umarł. - powoli odłożyłam słuchawkę. Nie wiem co się
dalej ze mną działo. Obudziłam się w szpitalu. Przy łóżku siedzielu
rodzice.
-Anita, wiemy... Widzieliśmy kalendarzyk z numerem do tego chłopaka.
Zadzwoniliśmy do niego i powiedział nam co się stało. Jak to było...
Kazał cię przeprosić - powiedziała mama ze smutkiem.
-Chcę umrzeć!!! - zaczęłam histeryzować.
-Nie mów tak! Zabraniam ci. Musisz żyć - powiedział tata ,,miękko''.
-Nie mam dla kogo żyć. Osoba, którą kocham, a raczej kochałam odeszła z
mego życia... Nawet nie byłam na jego pogrzebie - rozpłakałam się. Mama
wzięła mnie w ramiona ,,ukajając'' mój ból.
-Jak to było? - spytałam.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytał tata. Kiwnęłam głową, że tak. Tata zaczął mówić:
-Jego ojciec tak pobił jego matkę, że ta znalazła się w szpitalu. Po
kilku dniach zmarła. Ojca zamknęłi, a on... On załamał się i...
przedawkował - tata skończył, a ja na nowo zaczęłam płakać.
-Mogłam mu pomóc! - krzyczałam.
-Nie mogłaś. Już nic mu nie mogło pomóc.
-A moja miłość? Czy ona się nie liczy? Co czuję, też się nie liczy? To co mam w sercu? Czy to coś znaczy?
-Anita! To znaczy dużo. Ale musisz to zrozumieć. Chyba nie chcesz skończyć podobnie?
-Chcę! Chcę do Artura. Po co mam żyć, go tu już nie ma! Po co? - pytałam.
-Anita, on tu jest! On jest w twoim sercu, w twoich wspomnieniach, w
twoich myślach... On jest, tam, w górze. Patrzy na ciebie i prosi cię,
byś żyła. Byś uwierzyła w sibeie, byś nie popełniła tego samego błędu,
co on. On pragnie byś zaczęła wszystko od początku. Zrób to dla niego.
Zrobisz? - spytała mama.
-Dla Artura zrobię wszystko...
Przez kilka miesięcy nie potrafiłam dojść "do siebie". Co tydzień
jeździłam na jego grób. Przez 3 godziny ,,rozmawiałam'' pry jego grobie
z ,,duchem Artura''. Już nie potrafiłam płakać, nie miałam siły na
wylewanie łez. Nie mogłam płakać, musiałam żyć. Żyć dla Artura...
Dodaj komentarz